Dziś o mojej kolekcji błyszczyków dla biologa :) czyli Inglot Sleeks i Sleeks Cream zamkniętych we wdzięcznej fiolce w kształcie próbówki. Nazbierało mi się ich 5 (właściwie w tym momencie 4, ale o tym za chwilę).
Błyszczyki zawierają 6ml i kosztują 19-19,5 i 20-20,5 (odpowiednio klasyczne Sleeks i Sleeks Cream). Aplikator to dość wygodna gąbeczka na długiej "nóżce". Klasyczna wersja pachnie truskawkową Mambą a Cream słodko, waniliowo (moja koleżanka określiła ten zapach, jako krem do karpatki i miała sporo racji).
Zacznę od razu od tego, że zdecydowanie wolę kremową, bezdrobinkową wersję błyszczyków. Nie chodzi tu nawet o ładniejszy zapach, ale przede wszystkim o gładką konsystencję i piękne kolory. Klasyczne Sleeki są właściwie bezbarwne i zawierają drapiące drobinki, które ładnie połyskują ale są zdecydowanie za duże. Sleeks Cream to zupełnie inna bajka, mają balsamowatą aksamitną konsystencję i są mocno napigmentowane. Niektóre kolory przypominają raczej płynne pomadki. Ich używanie jest bardzo przyjemne, niektóre kolory są wymagające w aplikacji ale za to wyglądają efektownie. Błyszczyki byłyby moim KWC, gdyby nie kiepska trwałość. Szybko się zjadają, chyba ze względu na to, że pomimo treściwej konsystencji nie są ani trochę lepkie.
34 to brzoskwiniowy róż ze złotymi drobinkami. Jak już wspomniałam, drobiny są drapiące i nieco zbyt duże. Błyszczyk ma lekką konsystencję, owocowy zapach jest niezbyt przyjemny- pierwsze wrażenie jest przyjemne, ale potem staje się bardzo chemiczny. Po kilku użyciach oddałam go w dobre ręce.
101 to brzoskwiniowy odcień typu nude.
97 to bardzo bardzo jasny chłodny róż. Podoba mi się efekt, błyszczyk jest jednak bardzo trudny we współpracy. Dość mocno smuży, trzeba uważać żeby nie nałożyć go za dużo. Bardzo ładnie wygląda nakładany na pomadki. Niektórzy uważają go za brata słynnego Nars Turkish Delight, z tego co widziałam jednak na internetowych swatchach, Inglot jest jaśniejszy i chłodniejszy.
94 to chłodny róż o fioletowych tonach. Najbardziej bezproblemowy kolor, można nakładać go bez lusterka. Lekko rozjaśnia i ożywia naturalny kolor ust.
103 był moim pierwszym błyszczykiem z tej linii. Ciepła czerwień mocno wpadająca w pomarańczowy. Kolor jest nieco bardziej kryjący, niż na to wygląda na zdjęciach i można spokojnie stosować go jako lżejszy zamiennik szminki. Lubię go nakładać na kredki do ust Inglot.
Bardzo lubię błyszczyki Sleeks Cream, nie są w stu procentach idealne, ale mają piękny zapach i miłą konsystencję. Do wyboru jest bardzo dużo ładnych i ciekawych kolorów (od cielistych, przez czerwienie i fuksje a na fioletach kończąc). Klasycznych Sleeków nie polecam.
Sleeks Cream: 4+
Sleeks: 3
Lubicie błyszczyki Inglot? Jakieś ulubione kolory?
Niektóre kolorki są całkiem przyjemne ;)
OdpowiedzUsuńostatni najbardziej mi się podoba, chociaż nie lubię błyszczyków i z tego względu raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńOdcień 103 jest boski <3
OdpowiedzUsuń101 i 94 wyglądają bardzo ładnie. Jeszcze nie testowałam błyszczyków z Inglota, ale te wyglądają bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś nr 94. Apetyczny zapach i smak. Systematycznie zjadałam :)
OdpowiedzUsuńHehe, to pdawda :D
UsuńNumerek 101 jest moim faworytem!
OdpowiedzUsuńu mnie w inglocie proponowali mi je za 5zł
OdpowiedzUsuńJuż jakiś czas mam ochotę na nie, chyba w końcu się skuszę :)
OdpowiedzUsuńO JA CIE .
OdpowiedzUsuńPiękne kolory, a w szczególności 101 i 94 :)
OdpowiedzUsuń103 jest przepiękny!
OdpowiedzUsuńNa pewno skuszę się na jakiś kolorek:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam 94 :-)
OdpowiedzUsuńMój faworyt to 34, a 103 też całkiem, całkiem :)
OdpowiedzUsuńA tymczasem zapraszam Cię na moje rozdanie, które trwa tylko do jutra :*
makiazas23.blogspot.com
101 wygląda bardzo fajnie.
OdpowiedzUsuń101 ładnie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuń94 najpiękniejszy ma odcień.
OdpowiedzUsuń94 i 103 mają piękne kolory. Gdybym lubiła błyszczyki, to chętnie bym je przygarnęła :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się 101 :) Kiedyś nie lubiłam błyszczyków, a teraz kolekcja szybko mi rośnie, więc na tego Inglota może też się zaczaję :D
OdpowiedzUsuńŚliczne są! Zwłaszcza te neutralne.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajne ;]
OdpowiedzUsuń34 piękny!
OdpowiedzUsuńo ile nie przepadam za blyszczykami to te sa fantastyczne. Podoba mi sie jak sie dziewczyny na zachodnich blogach nimi zachwycaja, a my mamy je od dawna parararam
OdpowiedzUsuńMnie do przychyniejszego spojrzenia na Inglota zachęciły właśnie te zachwyty dziewczyn za oceanem :)
Usuń101 jest fajny :)
OdpowiedzUsuńŚliczne kolory, będę musiała się im przyjrzeć, ale szkoda, że jakoś słabiutka...
OdpowiedzUsuńA gdzie tam, jakość jest bardzo dobra (w przypadku Sleeks Cream) :)!
UsuńNo i to jest lakier na ustach, w tym i innym momencie Inglot zawstydził YSL i Shiseido:)
OdpowiedzUsuńja nie mam żadnego. jeszcze.
OdpowiedzUsuńMam numerki 103 i 90 są wręcz cudowne! Strasznie je lubię i wydaje mi się, że są to jedne z moich ulubionych produktów dostępnych w Inglocie :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, troszkę zbyt błyszczące to wykończenie.
OdpowiedzUsuńZresztą, ja od kilku miesięcy wielbię pomadki,o!
Ale kiedyś typowo błyszczykowa byłam :)
Niezła kolekcja Ci się uzbierała. Ja nie znam tych błyszczyków.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało,ale ja jeszcze tych błyszczyków nie miałam:)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię :) ładna kolekcja
OdpowiedzUsuń97 bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńależ soczyste te maziajki;))
OdpowiedzUsuńJa z inglota używałam cieni były rewelacyjne, niestety w moim mieście zamkneli sklep z tymi kosmetykami:/ Błyszczyka nie miałam,ale widac po zdjeciach, że sa fajne, i kolorki ładne i fajnię błyszczą;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam tą kolekcje, ma kilka z nich i co jakiś czas kupuję nowe- dają bardzo ładny efekt,a jak pachną:)!
OdpowiedzUsuń