Przedwczoraj ponarzekałam na revlonowe masełka do ust, dziś zgodnie z obietnicą podzielę się z wami moją opinią na temat kolejnego popularnego produktu tej firmy.
Just Bitten Kissable Balm Stains to kredki kolejna hybryda, tym razem połączenie staina barwiącego usta i nawilżającego balsamu. Oczywiście, ich również chciałam spróbować od dłuższego czasu i również nieco odstraszała mnie cena, tak jak w przypadku masełek. Kupiłam je w tej samej promocji, ze zniżką -40%. Regularna cena wynosi 49,90zł za 2,7g. Forma grubiotkiej kredki jest sympatyczna. Jest to jednak kredka tylko pozornie bo wykręca się ją jak każdy inny sztyft. Szczpiczasty czubek ułatwia aplikację. Podoba mi się przyjemny miętowy zapach, fajnie orzeźwia i nie jest ani trochę słodki.
Wybrałam intensywną fuksję z niebieskimi drobinkami (Lovesick) oraz chłodny róż (Cherish). Miałam okazję testować również zaskakująco twarzowy jasny fiolet (Darling) i mam ochotę dołączy również ten kolor do mojej kolekcji :)
Przepadam za stainami a stainy w połączeniu z właściwościami nawilżającymi mają zawsze ogromną szansę na podbicie mojego serca. Tak też stało się w tym wypadku, bardzo lubię revlonowe kredki.
Łatwo się nakładają, konsystencja jest wystarczająco miękka aby wygodnie ją zaaplikować, ale jednocześnie nie zbyt maślana co powodowałoby łamanie się sztyftu. Przyjemna nawilżająca warstwa zjada się po jakimś czasie (ale muszę tu zaznaczyć, że trwa całkiem długo) ale sam kolor trwa dalej, jak typowy stain. Reaplikacja również nie stanowi większego problemu, można także sam stain pokryć warstwą balsamu do ust czy błyszczyka.
Szczególnie polubiłam Lovesick, jest bardzo przyjemny w noszeniu, łatwy do nakładania w pośpiechu pomimo intensywnego koloru i spokojnie wytrzymuje kilka godzin bez wysuszania moich podatnych na to ostatnimi czasu ust. Do tego sam odcień jest świetny.
Uważam, że kredki są zdecydowanie warte zakupu. Kolory są nasycone i trwałe a obiecany efekt pielęgnacyjny tym razem faktcznie jest zauważalny. Dodatkowym plusem jest łatwość aplikacji. 50zł to co prawda wysoka cena, ale w promocji są niezwykle kuszącą propozycją. Mam na oku jeszcze trzy kolory : Honey, Crush i Darling i prędzej czy później pewnie się złamię i je kupię. Aktualnie można je kupić w Superpharmie za 40zł.
Zasługują również na pochwałę za śliczne nazwy. Mam wrażenie, że nieco radośniej i lżej się żyje używając pomadki Darling czy Honey ;).
Są fajne i skusiłam się na jedną. Na więcej już nie, bo przez ich zapach odczuwam dyskomfort. Niestety dla mnie taka mięta nie jest przyjemna ;]
OdpowiedzUsuńMam Honey i nie jestem z niej zachwycona :)
OdpowiedzUsuńI ja również:)
UsuńA jak się mają do masełek w sztyfcie?
OdpowiedzUsuńLovesick wygląda bardzo ładnie, ale wydaje mi się, że na moich ustach żadna by się nie sprawdziła :) Lubię albo bezbarwny carmex, albo zwykłą szminkę
OdpowiedzUsuńŚliczne :)
OdpowiedzUsuńten intensywny różowy jest super bardzo lubię kosmetyki revlon
OdpowiedzUsuńFajne kolory ale mnie niestety te kredeczki wysuszają :/
OdpowiedzUsuńPiękne kolory ;]
OdpowiedzUsuńlubię je:)
OdpowiedzUsuńten lovesick jest cudnY! ja jeszcze nie mialam okazji ich uzywac, polecam rowniez kredki z sephory do ust- sa mega i nie wysuszaja :)
OdpowiedzUsuń"Wybrałam intensywną fuksję z niebieskimi drobinkami (Lovesick) oraz chłodny róż (Lovesic)" mały chochlik się wkradł i zrobił błąd ;)
OdpowiedzUsuńHi hi faktycznie :). Już poprawiam
UsuńUwielbiam kosmetyki, które mają nazwy:)
OdpowiedzUsuńJa też, przyznaję bez bicia że zdarzyło mi się raz czy dwa kupić kolor ze względu na nazwę :D
UsuńTen mocniejszy kolorek całkiem ładny :)
OdpowiedzUsuńMam Honey i jestem zadowolona, kusi mnie też czerwony (Romance?) :)
OdpowiedzUsuńLovesick mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńMiałam go w planach, ale ten zapach mięty nie skutecznie odrzuca..
OdpowiedzUsuńśliczny kolor ;)
OdpowiedzUsuń