Lato to dla mnie zdecydowanie sezon samoopalaczowy. Zdecydowanie nie przepadam za opalaniem się, nie umiem uleżeć w miejscu ;), nie lubię żaru lejącego się z nieba i bardzo ciężko jest mi nabrać jakiegokolwiek koloru. Lubię natomiast skórę w lekko złocistym odcieniu, szczególnie kiedy mowa o nogach. Nie mam obsesji na punkcie opalenizny, ale kiedy odsłaniam nogi lepiej czuję się, kiedy są choć odrobinę ciemniejsze.
Testowałam sporo kosmetyków samoopalających (tak na marginesie, kiedyś było ich na pułkach więcej, poznikały na przykład świetne samoopalacze L'oreala i Garniera), najczęściej używam mleczek stopniowo opalających, z których ulubionymi są Dove i Ziaja Sopot. Lubię, kiedy po 2-3 aplikacjach można uzyskać w miarę wyraźne efekt. Ostatnio z ciekawości skusiłam się na dwa produkty z rossmannowskiej serii Sun Ozone: mleczko samoopalające do skóry normalniej i ciemnej oraz samoopalacz w sprayu (występujący w jednej wersji). Oba produkty mają przystępną cenę, spray kosztuje 9zł a mleczko 11zł.
Nie mam przekonania do produktów w sprayu (z wyjątkiem antyperspirantów). Obawiałam się plam, nierównomiernego koloru i armagedonu w łazience. Pod tym względem, jestem pozytywnie zaskoczona. Spray nakłada się szybko, psika bez zacinania się w każdej pozycji (co ułatwia aplikację z tyłu nóg czy na plecach). Nie ma potrzeby wmasowywania go w skórę, zgodnie z obietnicą producenta wysycha rzeczywiście błyskawicznie. Jest bardzo łatwy w aplikacji, pod tym względem śmiało polecam go początkującym. Wydajność przyzwoita zupełnie, oceniam ją na kilkanaście aplikacji. Niestety, nie do końca podoba mi się sam efekt, jest bardzo delikatny. Musiałam wielokrotnie powtarzać aplikację, żeby zobaczyć pożądane efekty. Dihydrosksyaceton jest na trzecim miejscu w składzie, spodziewałam się mocniejszego efektu. Ostatecznie zużyłam go do końca stosując jako dodatkową warstwę wzmacniającą efekt mleczka. Nie podoba mi się też zapach, spray pachnie jak sztuczne fiołki. Nie przepadam za fiołkowym zapachem, szczególnie w takim wydaniu.
Mleczko jest dostępne w wersji do skóry jasnej do skóry normalniej i ciemnej. Wybrałam mocniejszy wariant, zazwyczaj taki właśnie wybieram. Ma lekką konsystencję, łatwo się rozsmarowuje i szybko wchłania. Nie mam mu nic do zarzucenia w kwestii aplikacji. Zapach taki sam, jak w przypadku sprayu, ale niestety jeszcze bardziej intensywny. Muszę przyznać, że te fiołki mi przeszkadzają.
Mleczko opala mocniej niż spray, ale nadal nie jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Oba produkty są przyzwoite i nie powinny sprawić problemów nawet początkującym. Są bardzo łatwe w aplikacji a cena niewątpliwie zachęca do zakupu. Ja jednak więcej się nie skuszę, zdecydowanie lepszy efekt uzyskuję używając balsamu Dove, czy Sopot. Ponieważ w lecie częstotliwość golenia i peelingowania nóg jest częstsza ;), najbardziej cenie sobie samoopalacze dające efekt zanim wszelkie wysiłki zostaną zniweczone złuszczaniem skóry :D.
Nadal bezzskutecznie szukam samooplacza, który oprócz opalania będzie oferował również natychmiatowe zabarwienie skóry, ale odkąd z półek zniknęły kosmetyki samoopalające L'oreal nie mogę nic podobnego znaleźć.
Jaki jest wasz ulubiony samoopalacz?
ja bardzo lubie balsam z lirene :) ale nie wiem czy bedzie Ci odpowiadal!:)
OdpowiedzUsuńCóż miałam tylko samoopalacze z Johnsona - ten stopniowy, Lirene - kawowy i Soraya jakiś do twarzy, ale zawsze byłam zniechęcona tym, że po myciu czy peelingu kolor też spływa.
OdpowiedzUsuńChciałam się skusić na ten w sprayu, ale skoro efekt pojawia się wolno to chyba zostanę przy Ziaji Sopot...
OdpowiedzUsuńkiedyś używałam tych kosmetyków
OdpowiedzUsuńPolecam żel natychmiast brązujący Gosh: http://lakierowo.blogspot.com/2011/07/brazujemy-ciao-czyli-pokaze-wam-swietny.html
OdpowiedzUsuńzdjęcia w recenzji nie oddają w pełni efektu jaki daje, poza tym daję więcej żelu - efekt można stopniować).
Dla mnie to hit, bo nie lubię czekać 2-3 dni na efekty, a dodatkowo nie ma DHA, więc nie śmierdzi
Ziaja Sopot jest naprawdę ok:)
OdpowiedzUsuńjak dotąd miałam tylko samooplacza z Dax i nie za bardzo mi sie sprawdził, ten zapach feee...
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam leżeć na słońcu i się opalać. Nigdy jeszcze nie stosowałam samoopalacza bo trochę boję się plam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię wylegiwać się na słońcu, z kolei w samoopalaczach i kremach brązujących przeszkadza mi zapach, którego ładnym nazwać nie można. Opalam się dosyć szybko, więc kilka godzin na słońcu, grając np. w siatkówkę i już nabieram ładnego koloru :-)
OdpowiedzUsuńJa mam uraz do samoopalaczy po jednym weselu i nie korzystam:D
OdpowiedzUsuńTeż lubię stosować samoopalacze:)
OdpowiedzUsuńMleczko to mój samoopalaczowy faworyt do ciała :)
OdpowiedzUsuńNie używam takich produktów :)
OdpowiedzUsuńJa mam Yves Rocher właśnie w mgiełce. Jest rewelacyjny! Żadnych smug nie zauważyłam. Polecam.
OdpowiedzUsuńJa używam Lirene, ale muszę wypróbować Yves Rocher :-)
OdpowiedzUsuńJa zużywam piankę z Daxa, słyszałam, że ta z Lirene też jest dobra
OdpowiedzUsuńJa używałam ten samoopalacz w sprayu w lutym przed moją studniówką... miałam krótką sukienkę i odkryte plecy, ale spray sprawdził się świetnie i nie straszyłam bladością :)
OdpowiedzUsuńJa (facet) rczej nie kożystałem z samoopalacza. W sumie...właciwie, to może raz, albo dwa, lecz fianał był zazwyczaj śmieszny- ciemne plamiki na skórze. Właśnie dla tego wolę dobry krem i kochane słoneczko ;)
OdpowiedzUsuńAutopromocja: Jeżeli ktoś chciałby poznać 10 najdziwniejszych zabiegów kosmetycznych, to wpadnijcie do mnie.
Uwielbiam te samoopalaczne, są genialne ! Polecam każdej najbardziej nawet bladej osobie :) Naturalny efekt za niską cenę :)
OdpowiedzUsuńposiadamy szeroki asortyment samoopalaczy i produktów ekologicznych do pielęgnacji ciała i włosów jak również kosmetyki dla niemowląt. zapraszam do zapoznania się z nasza oferta na https://www.kubhaus.pl/
OdpowiedzUsuń