Moja "stara" wersja Ladyblush to średni róż z koralową domieszką.Bardzo naturalny i delikatny,nie mniej jednak trzeba uważać przy aplikacji bo nałożony zbyt hojnie lub w nieodpowiedni sposób może dawać efekt niezdrowego rumieńca (szczególnie jeżeli macie tendencję do czerwienienia się).Jest to raczej ciepły odcień,ale podejrzewam że i na chłodniejszych karnacjach nie będzie wyglądać źle.
Przy odpowiedniej aplikacji wygląda na prawdę ślicznie.Zazwyczaj nakładam go przy pomocy pędzli Sigma F05 i F55 (duo fiber pokroju MACa 188 i pędzelek z naturalnego włosia odpowiednik 109).Łatwo wtapia się w makijaż,mimo iż używam sypkiego podkładu mineralnego nie waży się ani nie wałkuje(na prawdę ogromny plus!).Konsystencja jest kremowa,dość tłusta ale nie jest nieprzyjemna czy zbyt lepka.Zapach dość typowy dla kremowych produktów,przypomina nieperfumowaną szminkę.
Jeżeli chodzi o trwałość to po utrwaleniu odrobinką pudru jest zaskakująco trwały na mojej kapryśnej pod tym względem twarzy.
Czy warto go kupić?Myślę,że warto chociaż wypróbować zanim zniknie ze sklepów bo odcień jest fajny i "twarzowy" a sam produkt przyjemny w użyciu.
kurczę boję się róży ale ten wygląda apetycznie ;D Zostałaś wyróżniona na moim blogu , gratuluję :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
OdpowiedzUsuńA róży się nie bój,nie takie straszne są ;).Szczególnie te w kremie będą wyglądać delikatnie.
Ha! Mój ulubiony róż w kremie! Był pierwszym kremowym różem jaki kiedykolwiek zakupiłam i do dziś pozostał w mojej kosmetyczce :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, WingsOfEnvy Blog
:)