Nie wiem jak to się stało,że dopiero teraz recenzuję tą maseczkę.Jest to produkt,który od dobrych kilku lat ma stałe miejsce na mojej łazienkowej półce.Poleciła mi ją kiedyś koleżanka i niezmiernie się cieszę,że tak się stało-taneczny motyw przewodni jest na tyle zniechęcający,że pewnie sama nigdy bym jej nie spróbowała ;).W serii znajdziemy sporo innych maseczek a saszetkach,ale są one w najlepszym wypadku przeciętne.Street Dance to perełka!
Maseczka ma formę przezroczystego,wodnistego żelu i przeznaczona jest do nakładania na noc.Jakże ja lubię maseczki na noc,to bardzo wygodne szczególnie kiedy mamy mało czasu.Dziwi mnie,że tak niewiele firm ma w swojej ofercie takie maski.
Nakładam ją samodzielnie lub na krem do twarzy,można też pokusić się o stosowanie punktowe na problemowe miejsca.Jest całkowicie przezroczysta,bez problemu można się w niej więc pokazać ludzkości :).
Saszetka jest na prawdę duża,jedna starcza spokojnie na 5 do nawet 7 zastosowań,do działania wystarcza cienka warstwa.Żel szybko się wchłania,nie brudzi pościeli.Zapach ziołowo-apteczny,bardzo wyraźnie czuć tu olejek z drzewka herbacianego (fankom zapachu się to spodoba,te z was które go nie lubią niech się nie martwią,stosunkowo szybko przestaje być wyczuwalny).
Rano skóra jest matowa,pory ściągnięte a zaczerwienienia i krostki podgojone.Maseczka na prawdę działa!
Jak wszystkie produkty tego typu troszkę wysusza,ale nie znacząco.Stosowana z umiarem jest rewelacyjna.Myślę,że najlepiej sprawdza się jako kuracja w razie nagłych wypadków-nakładamy ją na przykład przez trzy noce,skóra będzie bardzo zadowolona z takiej kuracji.Lubię zabierać ją na wyjazdy(czy tylko ja tak mam,że kiedy gdzieś wyjeżdżam i chcę wyglądać ładnie moja skóra zachowuje się dokładnie przeciwnie ;)).
Maseczka kosztuje 4-5zł za sztukę,co biorąc pod uwagę rewelacyjną wydajność jest bardzo przyjemną ceną.Chętnie zobaczyłabym ją też w pełnowymiarowej półce.
Rzućcie okiem na skład,mamy tu nie tylko oczar wirginijski,wierzbę i cynk ale także drożdże,algi i sporo innych składników pomocnych w leczeniu niedoskonałości.Gorąco polecam!
o!zaciekawiłaś mnie:)przyjrze sie jej bliżej jak tylko gdzieś dorwe:)
OdpowiedzUsuńMaja nazwa i opakowanie tej maseczki kojarzy mi się z zeszytem "Extreme Sports" :D
OdpowiedzUsuńMagda XD masz rację!Koszmarne opakowanie :P.Ale maseczka świetna,polecam :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie stosowałam
OdpowiedzUsuńnie miałam, ciekawa
OdpowiedzUsuńMiałam inną z tej serii, w fioletowym podajże opakowaniu.
OdpowiedzUsuńWidzę, że ta sprawuje się świetnie :)
Lubię maseczki z Dermiki. Tej jeszcze nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńteż ją lubię :)
OdpowiedzUsuńmiałam kiedyś różana do skóry suchej i była bardzo fajna:)
OdpowiedzUsuńkiedyś chciałam się skusić na wersję do skóry suchej, ale jakoś ostatecznie nie wrzuciłam jej do koszyka... stwierdziłam, że to pewnie badziew. :D Ale moze jeszcze spróbuję :)
OdpowiedzUsuńO, dzięki :) Zapoznam się z nią bliżej!
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę. Mojej skórze potrzebna jest porządna kuracja! ;)
OdpowiedzUsuńmuszę kupić :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie używałąm :O
OdpowiedzUsuńczuję się skuszona, poszukam jej :)
OdpowiedzUsuńWiększość kosmetyków w mojej łazience to kosmetyki Dermiki. Uważam je za jedne z lepszych na rynku a do tego maja bardzo luksusowy, elegancki wygląd. Maseczki kupuje ponieważ są bardzo dobre. Duzym ich plusem jest to, że kupując saszetkę mam ją na 2 lub 3 razy i potem moge kupić inna maseczkę. Nie inwestuje w duze tubki, ktore starczają na dlugo. takim sposobem próbowałam juz chyba większej części ale moim faworytem jest czekoladowa... rozkosz nie tylko dla skory ale dla ducha tez...
OdpowiedzUsuńDo cery trądzikowej - idealna maseczka!!! Tak ją lubię, że mogłabym używać jej codziennie - serio :)
OdpowiedzUsuń